Silniejsza jak nigdy dotąd.


Przyszły najczarniejsze z czarnych nocy. Nic nie miało sensu, wyłam z bezsilności w poduszkę, serce pękało na pół. Czekałam na koniec świata. Przecież zawalił mi się cały świat. "Mam już dość, więcej nie zniosę". "Niech się to już skończy".

Jak na złość, przyszedł piękny słoneczny poranek. Miasto budziło się jak zawsze do życia i miało w dupie moje problemy. Totalnie zdezorientowana, z wielkim niedowierzaniem, wstałam i róznież zaczęłam wykonywać swoje rutynowe obowiązki. Które jak sie później okazało, stały się moim kołem ratunkowym. Wciąż cholernie bolało, a w każdej chwili samotności zalewałam się łzami.

Powodów było kilka, wszystkie bardzo ciężkie, a połączone w jedno przygniotły mnie do dna jak kotwica. Moja przyszłość stała pod jedną wielką niewiadomą, jeden z powodów do walki o nią odszedł, a drugi malutki i zarazem wielki w swojej maleńkości toczył nierówną walkę z kostuchą. Minęły długie i ciężkie tygodnie nim wszystko zaczęło się układać. Wiedziałam, że ten ból kiedyś w końcu minie. Czekałam tylko na to kiedy. Pierwszy przełom nastąpił gdy wreszcie mogłam spojrzeć w jej piękne niebieskie, wielkie jak pięć złotych oczy i wytulić największą wojowniczkę jaką znam. "Ona dała rade. Hej, Magda - przestań się mazgaić, kiedyś w końcu będzie dobrze". Trwało to bardzo długo, ale zupełnie naturalnie przyszedł taki dzień gdy zdałam sobie sprawę, że to już historia. Wspomnienie.

Kiedy ocieramy się o skrajnie negatywne emocje, całe życie, wszystko nabiera innego wymiaru i zupełnie inaczej patrzymy na świat. Nie zawsze jest wesoło i kolorowo, grunt to potrafić sobie z tym radzić. Wierzyć, być może czasami nieco naiwnie, że tak jak po tej najgorszej, najczarniejszej nocy, bez względu na wszystko - przyjdzie słoneczny dzień. Być może nie już zaraz, ale po pewnym czasie, gdy te wszystkie złe emocje zostaną w nas jakoś przetrawione, powoli nauczymy się z nimi żyć. Nie jest to łatwe, ba jest to cholernie trudne. Wyzbycie się tego bólu, strachu, żalu czy tego co się tłucze po głowie. Podświadomość zwykle sama daje nam sygnały gdy przychodzi pora na kolejne etapy. Pojawia się grymas przypominający uśmiech, aż w końcu znów potrafimy śmiać się w głos, do łez, do bólu mięśni brzucha. 

Nikt nam młodym nie mówi, że trzeba się czasami potknąć, przewrócić. Życie musi nas czasami przeczołgać, wymęczyć. Trzeba upaść, obić sobie tyłek, wypłakać się i ponarzekać, aż wreszcie zebrać się do kupy i iść dalej. Żebyśmy się czegoś nauczyli, coś zrozumieli, docenili. Po to to się dzieje, żeby z minusow potrafić wyciągnąć plus, coś dla siebie, na przyszłość.


Mijają 3 lata odkąd "narodziłam się na nowo". Być może narodziny to zbyt duże słowo, ale myślę że na pewno był to ogromny przełom który podzielil moje życie na "przed" i "po". Cieszę się, że sobie to odświeżyłam, bo ostatnio chyba trochę zapomniałam, że stać mnie na więcej, a zadowalam się półśrodkami.
I Wam też to mówię: potraficie o wiele więcej niż Wam się wydaje i lepiej w to uwierzcie, inaczej samo życie Wam to pokaże w niekoniecznie przyjemny sposób :)
M.

Komentarze

Popularne posty