Misja: prawo jazdy.



Samochody nigdy nie wzbudzały mojego zainteresowania, chyba że było to żółte Ferrari w cabrio, którego modele w dzieciństwie kupował mi tata. Wiecie, kiedy rodzi się trzecie dziecko i jest to - trzecia córka - trzeba to sobie jakoś odbić :)


W liceum nadszedł czas kiedy jeździło się na imprezy, zaczęły się pierwsze osiemnastki i rówieśnicy zaczęli robić prawo jazdy. Kiedy ja miałam tą możliwość - wybrałam wakacje nad morzem, a kurs na prawo jazdy przełożyłam na po-maturze. Tak też się i stało. Rozpoczęłam kurs w wakacje, teoria, jazdy i niby wszystko szło super, ale kiedy zaczęłam podchodzić do egzaminów praktycznych ...



STRES


Gorszy niż na wszystkich maturach razem wziętych. Gorszy niż najgorszy egzamin na studiach. Totalny paraliż. Drżące nogi nad pedałami gazu czy sprzęgła. Rozkojarzenie i cała masa głupich błędów.


REZYGNACJA


Po kilku podejściach - odpuściłam. Z jednej strony wiedziałam, że potrafię jeździć - z drugiej - nerwy sprawiały, że kompletnie nie panowałam nad tym co robię. Kolejny kurs i dodatkowe godziny w szkole jazdy - to wszystko kosztowało, a mi wstyd było znowu brać pieniądze od mamy. Tłumaczenie się z każdego niezdanego egzaminu wśród rodziny i znajomych gdzie większość z nich ma prawa jazdy zdane przy pierwszym czy drugim razem - do najprzyjemniejszych też nie należały.


"ZROBIĘ TO PÓŹNIEJ"


 Tak mówiłam cały czas kiedy bliscy pytali mnie: "Co z moim "prawkiem". Wiedziałam że je w końcu zrobię. Chciałam je mieć, chciałam móc być niezależną, wsiąść do samochodu i pojechać gdzie chcę nie musząc nikogo o nic prosić, ani szukać autobusów, pociągów które mnie w dane miejsce dowiozą. Szczególnie doskwierało mi to, kiedy moja siostra leżała kilka miesięcy w szpitalu, w miejscowości gdzie normalny dojazd był tylko samochodem. Komunikacją miejską - dwa albo trzy razy dłużej z kilkoma przesiadkami. 


CHCIEĆ = MÓC 


Po tym jak siostra wróciła do domu i wszystko zaczęło się w domu stabilizować, zaczęłam się orientować co muszę zrobić, aby móc zdawać prawo jazdy. W internecie znalazłam kilka różnych sprzecznych informacji. Zbierałam się dobre kilka miesięcy, odkładałam to na wakacje kiedy będę miała więcej czasu, a czas leciał i leciał...


ZMIANA PRZEPISÓW


Kiedy w zeszłym roku w mediach zahuczało, że oprócz tradycyjnego egzaminu, po kilku miesiącach od uzyskania prawa jazdy trzeba będzie zdawać dodatkowy pomyślałam sobie "Tego to na pewno nie zdam". Była już końcówka roku więc czasu na zdawanie już za bardzo nie było. Chwała Bogu za polskie realia i ośrodki nie przygotowały się na czas i przesunęli te zmiany o kolejny rok.


TERAZ ALBO NIGDY!


Rok 2016. Lipiec. Misja: Prawo jazdy. Powiedziałam sobie - to jest ostatni moment kiedy mam na to czas i pieniądze. Albo zrobię to prawo jazdy teraz, albo już nigdy. Odwlekałam wizytę w wydziale komunikacji dobre kilka tygodni ze strachu - na samą myśl o egzaminie robiło mi się źle. Wiedziałam, że jeśli do tego wrócę - będę musiała doprowadzić do końca. Nie ważne ile będzie to trwało i ile kosztowało. Kurs, egzaminy i wszystkie dodatkowe godziny które już na to wydałam nie mogły się zmarnować.


CO? GDZIE? JAK?


Wcześniej dużo siedziałam na różnych forach szukając informacji co powinnam zrobić aby móc ponownie podejść do egzaminów, w końcu poszłam do mojego starostwa i o wszystko wypytałam panią w wydziale komunikacji, która prawem jazdy właśnie się zajmuje. Zrobiłam z siebie tam trochę blondynkę, ale wiecie co? Mam to gdzieś, w końcu po to tam są ci ludzie, żeby nam pomóc. Sama mogę przekazać kilka ważnych informacji.
1. Każdy ukończony kurs na prawo jazdy jest ważny bezterminowo
2. Jeśli nie masz numeru kierowcy (czyli robiłeś/aś kurs ponad 3 czy 4 lata temu),  musisz iść do wydziału komunikacji go wygenerować, nie wiem czy trzeba będzie dostarczać dodatkowo jakieś dokumenty, dlatego - iść i pytać!
3. Jeśli masz numer kierowcy - możesz od razu zapisywać się na egzamin. Nie wiem czy wszędzie, ale w moim wrocławskim WORD-zie można to zrobić przez internet. Wybrać termin, zapłacić i do dzieła!
4. Egzamin teoretyczny wcześniej był ważny przez pół roku. Obecnie jeśli się go zda jest ważny BEZTERMINOWO.


STRES, STRES i jeszcze więcej STRESU


Tak raz dwa to to wszystko nie poszło, do teorii uczyłam się dobry tydzień, robiłam testy z różnych stron znalezionych w internecie. Wykupiłam nawet jakiś pakiet z pytaniami, które rzeczywiście pojawiły się na egzaminie. Poszło za pierwszym razem, ale przerobienie tych kilku testów to nie jest jakaś wielka trudność. Zaczęłam szukać instruktorów, którzy mogliby pomóc mi odświeżyć wiedzę z przed kilku lat i na początku się przestraszyłam, bo dużo nie miało terminów albo nie przyjmowali ludzi z zewnątrz, nie robiących u nich kursu. Na szczęście odgrzebałam numer do mojego poprzedniego instruktora którego bardzo dobrze wspominałam ii.. uf, miał czas!

EGZAMIN CZYLI GODZINA ZERO


W sumie w ciągu 3 tygodni wyjeździłam 7 zegarowych godzin. Myślałam, że będę potrzebować więcej, ale z każdą kolejną godziną na kółkiem coraz więcej sobie przypominałam, choć nie obyło się bez momentów paniki i tutaj pokłony dla mojego instruktora (choć pewnie tego nie czyta) za anielską cierpliwość. Jestem taką osobą, że kiedy ktoś podnosi na mnie głos to się kompletnie zamykam i dalej nic nie zrobię ( tutaj też był problem z moją instruktorką na kursie w moim rodzinnym mieście, ale o tym w kolejnym poście bo w jednym się nie zmieszczę na pewno). Egzamin praktyczny miałam 3 października więc tydzień temu. Początek roku akademickiego, ale na mojej uczelni był to dzień rektorski. Pojechałam z nastawieniem, że nie zdam. Byłam tego niemal, że pewna. Tym bardziej, wstając rano z ogromnym bólem głowy i widząc strugi deszczu lejące się po szybach pomyślałam " no to sobie zdałam". Odwrotu nie było, egzamin można odwołać najpóźniej dwa dni przed więc musiałam tam pojechać. Czekałam na swoją kolej, na korytarzu panowała grobowa cisza. W drzwiach stanęła Pani egzaminator, która nie szczyci się zbyt dobrą opinią wśród zdających i sama też już z nią zdawałam więc błagałam w myślach aby nie wyczytała mojego imienia i nazwiska. Oczywiście to zrobiła. Pomyślałam sobie tylko " no to pozamiatane" - no ale ze sceny trzeba zejść z twarzą więc ruszyłyśmy do samochodu. Cały egzamin czekałam aż na czymś wpadnę. A on trwał i trwał i trwał. Aż w końcu wróciłam do WORD-u na siedzeniu kierowcy i dostałam kartkę z podpisem:


  
 Misja zakończona powodzeniem :). I do tej pory nie wierzę, że się udało. Za pierwszym razem. Przygotowywałam się na długą batalię, a jak napisałam na fan-page - "wyszło na to, że w siebie nie wierzę". Rozpoczęłam rok akademicki w najlepszy możliwy sposób, bo - zdanym egzaminem. I to jakim. Nauczyłam się jednego - nie można odpuszczać. Nie uda się za pierwszym, drugim, trzecim razem, uda się za kolejnym. Tyle osób jeździ samochodami, duża część z nich to nie są Bóg wie jakie mądre stworzenia. Oni zdali? Ty też zdasz! Nie warto odkładać tego na później. Mogłam mieć to prawko już 3 lata temu. Jeden, dwa egzaminy więcej i by się udało. Człowiek uczy się na błędach więc uczcie się na moich, a jeśli jesteście w podobnej sytuacji - to do roboty! Przepisy zmieniają się od stycznia, ale kto wie czy nie przesuną się znów o kolejny rok. Dopiero połowa października - jest jeszcze czas!


Chciałam opisać moją historię, bo być może komuś pomoże w podjęciu się ponownego zdawania prawa jazdy i nie tylko, bo może to dotyczyć innych egzaminów, spraw które zostawiliśmy niedokończone. Ulga kiedy jest już po - bezcenna. Życie lubi być przewrotne i bardzo miło nas zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Na pewno napiszę jeszcze jednego posta, już bardziej związanego z "trikami" które mogą pomóc zdać egzamin, bo jednak kiedy ogarnia nas stres to ciężko ogarnąć i ciało i myśli podczas prowadzenia samochodu. Tak więc ciąg dalszy już niedługo, mam nadzieję że pomogę choć jednej osobie. 


Chętnie poczytam o Waszych perypetiach z "prawkiem". Znam przypadki, że ludzie nie ogarniali, a zdawali za pierwszym, albo potrafili świetnie jeździć, a podejść do egzaminu było bez liku. Jak to wyglądało u Was? 
 Pozdrawiam, M. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty